Kursor miga, a ja zastanawiam się od czego zacząć. Temat jest dla mnie ważny, ciekawy i fascynujący, a do tego testowany na własnej skórze. Jest o tym, jak układamy sobie stosunki z naszymi dziećmi i czy nasze założenia się sprawdzają. Myślę, że gdyby mi ktoś wcześniej pomógł go zrozumieć, to wykorzystywałabym tę wiedzę od najmłodszych lat moich pociech, a nie dopiero wówczas gdy stali się nastolatkami, a ja gubiłam nitki porozumienia z nimi i strasznie się bałam, że tak już zostanie.
Czasami odnoszę wrażenie, że w naszej kulturze przekazujemy wzorzec, według którego rodzic oprócz tego, że opiekuje się i dba o dziecko, to jeszcze ma monopol na wiedzę. W myśl zasady „jestem starszy, jestem mądrzejszy”. Korelacja tych przekonań i chęć sprostania wszystkim postawionym sobie zadaniom często bywa zabójcza dla naszych stosunków z dziećmi. Działając według pewnych schematów przegapiamy często moment, w którym latorośl chce i może decydować o tym, co jest dla niego ważne, a my możemy stać się towarzyszami na tej drodze.
Nauczenie dziecka od najmłodszych lat tego, że z rodzicem można podyskutować, a jego zdanie jest brane pod uwagę, daje duże pole manewru w okresie nastoletnim, czyli wówczas, kiedy myślimy, że coś pożarło naszą pociechę i zostawiło w zamian innego młodego człowieka, z którym ni w ząb nie potrafimy się porozumieć.
Jest kołem ratunkowym wtedy, kiedy często zastanawiamy się, jak trafić do buntownika, który na każdą naszą próbę porozumienia reaguje w sposób, którego nie znamy? Kiedy zastanawiamy się, co zrobić, aby wyciągnąć go/ją z tej skorupki, w której zamyka się przed nami? Gdy nie wiemy gdzie szukać płaszczyzny porozumienia?
Kiedy sobie przypomnę początki mojej przygody z byciem mamą zbuntowanego nastolatka, to jestem zbudowana tym, że wspólnie z młodzieżą potrafiliśmy dotrzeć tu, gdzie jesteśmy teraz. Momentami było naprawdę wymagająco :) Pomimo, że starałam się od najmłodszych lat traktować ich zdanie i ich potrzeby jako ważne, to wejście w nastoletni okres pokazało mi, że można nagle nie odnajdować się w tym nowym świecie swojego dziecka. Bywały dni, że każde moje słowo i zachowanie odnosiło skutek przeciwny do zamierzonego, a ja nawet nie potrafiłam określić, co zrobiłam nie tak… Bywały dni, że pomimo, że kochałam moje dzieciaki, to ich po prostu…. nie lubiłam. I myślę, że było to z wzajemnością. Czasami dzieci nie lubiły mnie.
W tym przekonaniu, że przecież jestem rodzicem i powinnam wiedzieć jak nim być, choć momentami po prostu nie dawałam rady, było mi coraz trudniej. Pewnego dnia, kiedy siedziałam zastanawiając się nad metodami, pomyślałam, że po prostu NIE WIEM. Nie wiem jak. Nie wiem co. Nie wiem dlaczego. A bardzo chciałam wiedzieć i bardzo chciałam zrozumieć. I wówczas stwierdziłam, że gdy moja niewiedza dotyczy każdej innej dziedziny mojego życia, to po prostu idę, pytam i się uczę. Szukam specjalistów, którzy znają odpowiedzi i mogą mi pomóc. Tutaj specjalistami są…. moje dzieci. Więc…
Odpuściłam.
Pozwoliłam sobie nie wiedzieć.
Pozwoliłam sobie nie być starszą i mądrzejszą.
Zostałam tą, która pyta.
Okazało się, że pytanie „Czego ode mnie potrzebujesz? Jakiego działania w tej sytuacji oczekujesz z mojej strony?” daje odpowiedzi, które czasami nie przyszłyby mi do głowy. Bo są to odpowiedzi od dziecka, a nie te które my jako rodzice uważamy za właściwe. Pytanie „Czy masz ochotę teraz o tym rozmawiać? Czy może jest to coś, o czym nie masz jeszcze gotowości powiedzieć?” jest czymś innym niż „Powiedz co się dzieje”. Informacja „Możesz w każdej chwili przyjść do mnie i ja Cię zawsze wysłucham”, to nie to samo co „Skoro pytam to mógłbyś/mogłabyś chociaż odpowiedzieć”. Danie młodemu człowiekowi przestrzeni na to, aby mógł się na nas złościć, czy się z nami nie zgadzać, pokazuje mu, że szanujemy jego uczucia i akceptujemy jego emocje. Daje też możliwość do nauki jak sobie z nimi radzić w sposób, który nie będzie destrukcyjny.
Największy mój szok… Kiedyś, podczas jednej z rozmów z moim starszym synem powiedziałam mu, że jak będziemy mieli sytuację konfliktową, a on nie będzie miał ochoty w danej chwili o tym rozmawiać, bo będzie zbyt wzburzony, to może mi to powiedzieć, a ja wtedy opuszczę jego pokój i poczekam, aż emocje będą na poziomie pozwalającym na konstruktywną rozmowę. Za jakiś czas taka sytuacja nastąpiła. Kiedy usłyszałam, że nie chce i nie będzie teraz ze mną o tym rozmawiał i prosi, żebym go zostawiła samego, to w pierwszym momencie nie wiedziałam, co się zadziało. A gdy do mnie dotarło, że razem to ustaliliśmy to…. byłam dumna, że zadziałało, tym bardziej, że rozmowa później na spokojnie wniosła więcej, niż niejedna dyskusja na gorąco.
Teraz często pytam moją młodzież o to, czego ode mnie potrzebują, jakie widzą rozwiązania danej sytuacji, co według nich byłoby najlepsze w danej chwili. Dzielę się z swoimi doświadczeniami, ale bardziej jako ilustracją możliwych scenariuszy, niż jako jedynym, najlepszym rozwiązaniem. Pozwalam decydować, dając wsparcie i wiedzę jeżeli tego chcą, a nie decydując za nich. Mówię im wprost, że chciałabym nie popełniać błędów, jednak nikt nie napisał jeszcze poradnika jak być idealnym rodzicem, więc liczę na ich pomoc w doskonaleniu :)
Czy to jest łatwe?
Mogłoby się wydawać że nie, a jednak jest. Ważne jest tylko, aby dać sobie prawo do tego, że się nie wie. Prawo do pytania i przyjmowania odpowiedzi. Ważna jest świadomość, że dziecko, małe czy nastoletnie, to człowiek, który ma swoje pragnienia i potrzeby. To człowiek, od którego możemy się nauczyć wielu nowych rzeczy i dzięki któremu możemy spojrzeć na świat z innej perspektywy niż ta nasza, dorosła. Cenne jest to, że razem możemy tworzyć coś pięknego, gdzie każdy może włożyć to, co ma wartościowego i wszyscy możemy korzystać w miarę potrzeb z doświadczeń i wiedzy każdego z członków rodziny, niezależnie od jego wieku. Moja młodzież nauczyła mnie i uczy wiele, za co jestem jej niezmiernie wdzięczna.
Chcesz spróbować? Odważ się. Zapytaj tego młodego człowieka, który jest dla Ciebie ważny, czego potrzebuje, co sądzi o danej sytuacji, jakie widzi rozwiązania. Powiedz o tym, że czasami się boisz, że potrafisz złościć się, wydawałoby się bez powodu i sensu, że nie zawsze od razu wiesz, czego chcesz. Po co? Po to, aby dziecko wiedziało ,że rodzice też mają słabsze dni i to jest ok. Po to, aby wiedziało że człowiek ma prawo do całej gamy emocji i żadna nie jest niewłaściwa. Po to, aby pokazać jak sobie z nimi można radzić. I mów też to, niby jest wiadome i jasne.
Powiedz że kochasz.
Powiedz, że jesteś bardzo dumny z tego, jakim jest człowiekiem.
Powiedz, że tęsknisz kiedy długo nie widzisz.
Powiedz to wszystko, aby usłyszało i nie musiało się tego domyślać.
Dajmy sobie przestrzeń i prawo do tego, aby mówić, co czujemy i pytać o to czego nie wiemy. Uczucia i niewiedza nie czynią z nas ludzi słabych. Jest wprost przeciwnie. Trzeba mieć odwagę i dystans do siebie aby być „miękkim” i „niekompetentnym”.
Pozdrawiam
Coaching, wsparcie, rozwój
tel. 602 836 447
mail: kontakt@annadarowna.pl
53-024 Wrocław
Coaching, wsparcie, rozwój