Chyba każdy z Was widział kiedyś narzutę na łóżko, zrobioną metodą patchworkową. Myślę, że niewielu zatrzymało się i pomyślało, ile pracy potrzeba do stworzenia tego dzieła. Pomysł i projekt. Wymiary i ogólna wizja. Wyszukanie różnych skrawków materiału, które kiedyś były spodniami, bluzami lub sukienką, a teraz będzie je można dopasować do siebie i uformować kolorową narzutę. Później pozostaje praca. Dużo pracy. Każdy kawałek materiału wymaga indywidualnego podejścia. W zależności od tego jaką ma strukturę, jak mocno się rozciąga i dopasowuje, lokujemy go w wybranym dla niego miejscu. Ważne jest, aby to gdzie go umieścimy pasowało do koncepcji, o której myśleliśmy i grało z całością. Gdy już określimy ułożenie wszystkich pojedynczych kawałków, następuje bardzo ważny moment – scalenie. Odpowiednia nić – na tyle elastyczna, aby nie ciągnęła poszczególnych elementów i na tyle mocna, aby trzymała je razem jak najdłużej. Ważna jest też estetyka. Im więcej uważności i czasu włożymy w tworzenie narzuty, tym efekt końcowy będzie bardziej zachwycający. Najpiękniejsze narzuty patchworkowe stworzone są z wielu różnokolorowych kawałków o różnych strukturach.
Patchworkowa narzuta…
Patchworkowa rodzina…
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego tak się je nazywa? Patworkowe rodziny - różne osoby, które dotąd żyły w innych środowiskach, które mają różne doświadczenia, odmienne postrzeganie tych samych zdarzeń i inny bagaż emocjonalny. Stają przed wyzwaniem stworzenia przestrzeni, w której każdy z nich będzie mógł pozostać sobą, a jednocześnie w miarę potrzeb i możliwości dopasuje się do pozostałych tak, aby tworzyć harmonijną całość.
Jestem damską głową takiej patchworkowej familii. Opowiem Wam więc z mojej perspektywy i doświadczeń o wielobarwnej rodzinie. Ja – mama dwóch synów, Rafał – tata dwóch córek. Na chwilę obecną mieszka z nami dwójka z nich, młodsza córka Rafała i mój młodszy syn. Dwójka pozostałych to już dorośli ludzie, którzy mieszkają sami i świetnie sobie radzą :) Kiedy się poznaliśmy, cała czwórka była nastolatkami. Ile patchworkowych rodzin, tyle sposobów i pomysłów na ich tworzenie. My również chcieliśmy znaleźć swój, taki, który będzie dla nas najlepszy.
Patworkowa rodzina to dziesiątki nowych osób. I tak jak każdy skrawek materiału w narzucie, tak tu każda osoba powinna znaleźć swoje miejsce, aby całość była spójna i kształtna. Środek to osoby, które bezpośrednio tę rodzinę tworzą – kobieta, mężczyzna oraz dzieci. Dookoła natomiast są ich rodziny, zarówno te, w których się wychowali jak i te, do których weszli poprzez byłą żonę lub męża, a które nadal będą miały wpływ na ich życie poprzez wspólne dzieci. I tu jest największa trudność. Jak poukładać te kawałki tak, aby całość grała. Kto powinien zostać bliżej, a kogo odsunąć na obrzeża? Jak zdefiniować zakres, w którym inni mogą mieć wpływ na działanie naszej rodziny? Gdzie postawić granice? Jak to zrobić, aby nie popsuć całości? I czy możliwe jest, aby z jakiegoś kawałka, przygotowanego do tego patchworka, po prostu zrezygnować i go odrzucić?
Skoro patchwork zaczynamy tworzyć od środka, oznacza to, że jest on najważniejszy i to jemu powinniśmy poświęcić najwięcej czasu. Dobrze zrobione centrum pozwoli nam później dokładać w miarę sprawnie pozostałe kawałki.
Środek to my i nasze dzieci. Wspólny plan i wizja na to, jak ma wyglądać nasza rodzina. Najważniejszą rzeczą na tym etapie są otwartość, spokój i akceptacja. Z pewnością większość z nas, zanim zdecydowała się na to, aby wspólnie stworzyć patchworkową rodzinę, postarała się dobrze poznać partnera/partnerkę. Więc możemy założyć, że tu jakieś zaskoczenia nas czekają, jednak już nie tak wielkie jak w przypadku "nowych" dzieci, które pojawiają się w naszym życiu. Własne potomstwo – w sensie te, z którymi Ty wchodzisz do związku - znasz, a nie raz brakuje słów jak coś wymyślą :) tymczasem pociechy partnera/partnerki są całkowitą niewiadomą. Początki bywają trudne. Szczególnie wówczas, kiedy postrzegasz te "nowe dzieci" przez pryzmat swoich latorośli i doświadczeń z nimi. Wówczas często nie rozumiesz, dlaczego Twoje postępowanie nie daje oczekiwanych rezultatów. Przecież do tej pory zawsze działało.
Był to pierwszy moment, kiedy usiadłam i zaczęłam się zastanawiać. Co chcę osiągnąć? Gdzie są moje granice? Jakie metody działałyby na mnie? W jaki sposób chciałabym rozmawiać? Ten czas wiele mnie nauczył. Postawiłam na… indywidualne podejście. Na stworzenie przestrzeni do tego, aby każde z czwórki miało możliwość i ochotę do wypowiedzi. Chciałam aby wiedzieli, że jestem dla każdego i są dla mnie tak samo ważni, że każde z nich może liczyć na moją pomoc i wsparcie, ale też każde z nich dostanie taki sam opiernicz jak przegną. Uznałam, że szczerość jest podstawą. Tłumaczyłam, rozmawiałam, cierpliwie czekałam, aż zaczęło to do nich trafiać. Ważne było też to, że z Rafałem od początku zgadzaliśmy się odnośnie tego, w jaki sposób wychowujemy całą czwórkę, jakie wartości chcemy im przekazać i co jest dla nas priorytetowe w naszych wspólnych stosunkach. A najważniejsze było i jest nadal, że oboje akceptujemy wszystkie nasze patchworkowe dzieci i traktujemy je jednakowo. I to wszystko, według mnie sprawiło, że nasza rodzina zaczęła całkiem fajnie działać :)
Kiedy stworzysz już środek, to pozostaje doszywać do niego kolejne kawałki. I tu uważność jest bardzo potrzebna. Niektóre z tych skrawków nie będą dobrze leżeć koło Ciebie, ale będą pięknie wyglądać koło dzieci, na przykład drugi rodzic dziecka, dziadkowie, ciocie, wujkowie, kuzynostwo od byłej żony/męża. Z naszej strony patchworka doszyjmy „naszych” dziadków, ciocie, wujków. Im więcej kawałków uda nam się dopasować, tym narzuta jest piękniejsza, a rodzina większa i bogata w różne doświadczenia, przeżycia i wartości, które mogą być przekazywane naszym dzieciom. Jeżeli relacje są dobre, to czasami możemy „naszą ciocię” przyszyć koło naszej pasierbicy, a kuzynkę naszego partnera koło swojego syna. I całość pasuje jak ulał. Bo najpiękniej jest wówczas, kiedy patchworkowa rodzina rozrasta się w taki sposób, że rodziny zaczynają się przenikać. Potrzebna jest do tego otwartość i akceptacja. W zamian dostaje się dodatkową porcję uśmiechów, miłości i nowe wspomnienia bogatsze o kolejne osoby.
A co jeżeli takiej akceptacji wokół nie ma? Albo istnieją osoby, które bojkotują nasze starania? Nie rozumieją potrzeb? Cóż... wówczas pozostaje stworzenie środka i doszycie do niego tylko tych kawałków, które pasują. Lepiej aby narzuta była mniejsza ale solidna, niż rozchodziła się i rozrywała, bo wówczas irytacja z ciągłego naprawiania niepasujących kawałków często prowadzi do rezygnacji, a stąd już tylko krok do tego aby upchnąć ją w kącie i o niej zapomnieć. Trzeba pamiętać, że ważną rzeczą jest dbanie o stan patchworka, dostrzeganie i szybka naprawa nadprutej nitki - nadszarpniętej relacji. Każda rodzina potrzebuje uważności i pracy nad tym, aby wszyscy się w niej dobrze odnajdywali, jednak patchwork ze względu na swoją różnorodną specyfikę potrzebuje jej dużo więcej. Tolerancja, akceptacja i czerpanie radości z tworzenia kolorowej rodziny pomaga. Czasami coś zgubimy, czasami się zapędzimy, jednak zawsze możemy się zatrzymać i poprawić. Wiem z doświadczenia. I korzystając z tego mojego doświadczenia powiem Wam jedną, ważną dla mnie rzecz
NIE ZAWSZE JEST ŁATWO, ALE ZAWSZE WARTO.
Mam nadzieję, że nawet jeżeli nie jesteś kawałkiem patchworka, to pomogłam Ci spojrzeć na nas z innej perspektywy. Jeżeli tworzysz taką rodzinę, to trzymam kciuki za Was. Czerpcie garściami, uczcie się nowych rzeczy, poznawajcie nowych ludzi, nawiązujcie przyjaźnie :)
Pozdrawiam ciepło i życzę powodzenia :)
Coaching, wsparcie, rozwój
tel. 602 836 447
mail: kontakt@annadarowna.pl
53-024 Wrocław
Coaching, wsparcie, rozwój