Opowiem Wam o zmianie.
Takiej mentalnej, która powstaje wewnątrz, do której dojrzewasz i dorastasz latami. Takiej, o której nie myślisz, ponieważ długo wydaje Ci się, że tak jak jest, to jest w porządku. Bywa, że czasami coś Cię uwiera, czasami wydaje się, że odczuwasz jakiś brak, jednak szybko zapominasz i życie toczy się utartym szlakiem, jak do tej pory. Mijają miesiące, czasami lata i zaczynasz czuć niepokój. Wydaje się, że wszystko jest jak powinno być, a jednak masz wrażenie, że w tej codzienności zgubiłaś/łeś gdzieś siebie. Dojrzewasz, dorastasz, zmieniasz się. Wszystkie Twoje doświadczenia sprawiają, że to, co kiedyś było czarno-białe nabiera wielu odcieni szarości. Zmienia się hierarchia Twoich wartości. Zaczynasz zauważać siebie. Wiesz, że potrzebujesz coś zmodyfikować, jednak nie bardzo wiesz od czego zacząć…
Robisz krok.
Na początku malutki, taki, aby nikt nie dostrzegł, aby zawsze można było zawrócić. Później następny i następny…z kilkunastu małych kroków robi się zmiana, która nie pozostaje niezauważona. Powoli osoby wokół Ciebie zaczynają dostrzegać, że coś jest inaczej. W niektórych kiełkuje opór przed nową wersją Ciebie, inni starają się „sprowadzić Cię” na właściwe tory, czyli te które według nich do tej pory działały w odniesieniu do Ciebie i dla nich były… wygodne?
To jest ten moment.
Moment, w którym część podejmie decyzję o kontynuowaniu swojej wewnętrznej rewolucji, bo nie będzie umiała lub nie będzie chciała się zatrzymać, a część z nas zrezygnuje. Wśród tych, którzy zrezygnują dla jednych będzie za wcześnie, inni stwierdzą, że nie mają siły na przemeblowanie w życiu, ktoś pomyśli, że jednak tak jak jest może zostać, bo wszystko inne wymaga większego zaangażowania niż jest gotów dać. I żadna z tych decyzji nie jest gorsza czy lepsza. Wszystko zależy od tego, w której opcji dostrzegamy większe korzyści i na co w danej chwili jesteśmy gotowi.
Czasami marzymy o tym, aby pojawiło się coś z zewnątrz, co nas zmotywuje lub wręcz popchnie do działania, ściągając z naszych barków odpowiedzialność z podjęte decyzje. Bywa, że tak się dzieje, a bywa, że punktów zwrotnych jest mnóstwo, a zmiana nie nadchodzi, bo do niej nie dojrzeliśmy. Gdyby się chwilę zastanowić, jak myślisz, kiedy coś jest najtrwalsze? Kiedy doceniamy to, co osiągnęliśmy? Kiedy ma to największą wartość?
Z mojego doświadczenia wiem, że dla mnie najcenniejsze rzeczy dzieją się wówczas, kiedy decyzja o nich wypływa z mojego wnętrza i jest ze mną spójna. Wtedy, kiedy jestem przekonana, że ma to wartość i dojrzałam do tego, aby robić to z uśmiechem na ustach :)
W moim życiu punktów zwrotnych było mnóstwo. Począwszy od rozwodu, poprzez samotne zamieszkanie z moimi synami w całkiem innym mieście oraz pogodzenie pracy w systemie 12 godzinnym z opieką nad dorastającymi chłopcami. Jednak żadne z tych wydarzeń nie spowodowały, że nastąpiła spektakularna zmiana w moim życiu. Były jednak czymś, z czego wówczas nie zdawałam sobie sprawy. Były początkiem. Początkiem do odkrycia w sobie po pierwsze, że mam siłę i odwagę, a po drugie, że jak bardzo czegoś będę chciała i będę miała wewnętrzne przekonanie, że to jest dla mnie dobre, to potrafię tego dokonać.
Był to też czas, w którym postanowiłam skupić się na sobie. Jakie są moje potrzeby? Co sprawia mi radość? Gdzie są moje granice? Czy potrafię jasno mówić na co się godzę, a na co nie? Co się dzieje, kiedy inni nie słyszą komunikowanych przeze mnie rzeczy? Kim jestem? A kim chciałabym być? Co sprawia mi największą satysfakcję? Czym jest dla mnie przyjaźń? A czym miłość? Ile i komu chcę od siebie dawać?
Pytań było mnóstwo. Nie wszystkie uświadomione od razu tak, jak je tu zapisałam. Były momenty, że wiedziałam, że coś nie gra i sama nie potrafiłam określić gdzie jest błąd w moich rozważaniach. Nie wszystkie odpowiedzi pojawiały się od razu, czasami było tak, że testowałam różne rozwiązania. Powoli, małymi kroczkami budowałam swoją samoświadomość, osiągałam pierwsze sukcesy.
Przełomem był dla mnie rok, który minął, czyli 2022. Skończyłam studia coachingowe, dostałam do ręki wiele narzędzi za pomocą, których mogłam pracować nad budowaniem mojego nowego ja. Zajęcia, na których przepracowywaliśmy własne tematy, pozwoliły mi na zajrzenie w głąb siebie. Na dostrzeżenie mnie wśród tych wszystkich ról, które na co dzień sama sobie przypisywałam i które traktowałam priorytetowo. Wszystko nabrało rozpędu, a ja nabrałam odwagi.
Odwagi do dbania o siebie. Odwagi do jasnego komunikowania potrzeb i stawiania granic. Odwagi do zrozumienia, że nie jestem pępkiem świata i nie ode mnie zależy samopoczucie wszystkich dookoła. Odwagi do zrozumienia tego, że jestem odpowiedzialna za to, co powiedziałam i w jaki sposób, jednak nie odpowiadam za to, jak to ktoś zinterpretował. Odwagi do zawalczenia o siebie.
Zdefiniowałam na nowo to, co jestem gotowa dawać, z kim się chcę dzielić i czego mogę oczekiwać. Dałam sobie przyzwolenie na mówienie „nie”, bez konieczności wiecznego usprawiedliwiania.
Koszty?
Poniosłam… mają postać ludzi, którzy zniknęli z mojego życia. Myślę, że część nie rozumie po co to wszystko, skoro do tej pory działało tak, jak było (czyli dla nich ok), część nie akceptuje mojej nowo odkrytej asertywności, a jeszcze z innymi po prostu rozminęliśmy się na ścieżkach, którymi postanowiliśmy podążać. Mają do tego prawo, a ja mam prawo do życia na moich własnych zasadach.
Zyski?
Wewnętrzny spokój, który masz kiedy zdasz sobie sprawę, że nie ze wszystkimi Ci po drodze i nie musisz każdego zadowolić. Wolność decydowania o sobie, kiedy nie musisz się zastanawiać kto i za co postanowi Cię skrytykować. Świadomość, że nie musisz być doskonała, żeby być szczęśliwą. I te chwile, kiedy po prostu uśmiechasz się do siebie, bo jesteś całkiem fajną babką.
Wokół zostali Ci, przy których nie musisz udawać i się zastanawiać za co Cię lubią, bo oni lubią Cię za to, że po prostu jesteś i szanują Twoje potrzeby. Pojawiły się nowe projekty, a dzięki nim nowe wyzwania i nowe osoby. Mam poczucie, że zaczynam być wewnętrznie spójna i w końcu naprawdę polubiłam kobietę, która codziennie rano patrzy na mnie z lustra :)
Bywają dni, w których gdzieś ze środka próbuje zaglądać do mnie jeszcze ta Ania sprzed, wydawałoby się, wieków, ale dzielnie tłumaczę jej, że czas, kiedy miała coś do powiedzenia już dawno minął. Z uśmiechem na twarzy przypominam sobie wtedy jedną z moich ulubionych bohaterek filmowych, Bridget Jones i „życiową lekcję”, którą dzielnie przyswajała: „Jesteś idealna taka jaka jesteś. Nie bardziej szczupła, nie wyższa, nie z większym biustem. Taka jaka jesteś. Zasługujesz na bezwarunkową miłość, nie przyjmuj niczego mniej.” :)
Jeżeli to jest czas, kiedy Ty jesteś na ścieżce do zmiany trzymam kciuki. Jeżeli jej dokonałeś/łaś i jesteś dzięki niej szczęśliwszy/sza to gratuluję i świętuję z Tobą. Jeżeli uznałaś/łeś, że nie potrzebujesz zmiany lub to nie jest dobry moment, to również jest to w porządku. Ważne abyś dbał/a o siebie i swoje potrzeby.
Pozdrawiam :)
Coaching, wsparcie, rozwój
tel. 602 836 447
mail: kontakt@annadarowna.pl
53-024 Wrocław
Coaching, wsparcie, rozwój