„Odwaga stawiania granic polega na posiadaniu odwagi, by kochać siebie, nawet jeśli ryzykujemy rozczarowanie innych.” - Brené Brown
Znasz to stwierdzenie, że powinno się żyć w taki sposób, aby zadowalać przede wszystkim siebie, bo jak starasz się zadowolić wszystkich dookoła, pomijając swoje potrzeby, to jedno co masz gwarantowane, to solidne rozczarowanie? Oczywiście rozczarowanie samego siebie, bo Ci na rzecz których poświęciłeś swoje plany/potrzeby będą zadowoleni. A co się dzieje wówczas z Tobą? Może odczuwasz wewnątrz frustrację, jednocześnie jednak usprawiedliwiając swoje postępowanie tym, że: nie chciałeś komuś zrobić przykrości, albo, że Twoje plany/potrzeby nie są takie ważne i mogą poczekać, a tak w ogóle po co się kłócić?, no i oczywiście nie chciałeś gęstej atmosfery więc... kolejny raz zrezygnowałeś z samego siebie w imię… no właśnie… Tak naprawdę w imię czego? Co sprawiło, że kolejny raz pozwoliłeś przekroczyć swoje granice? I dlaczego wybrałeś znów to kiepskie samopoczucie? Czego się bałeś? Znam ten bałagan w głowie z doświadczenia i tym dzisiaj chcę się z Wami podzielić.
Więc będzie o granicach. Własnych granicach.
To o nich dzisiaj jest ten wpis. Nie ukrywam, że jest to temat z którym wciąż sama pracuję i chociaż czasami dalej zdarza mi się odnieść porażkę, to powiem Wam, że z każdym dniem idzie mi lepiej. Coraz częściej potrafię zdecydować o tym, co zrobię lub nie, konsultując to z moim wewnętrznym głosem, który dba o mnie.
Zastanawialiście się kiedyś po co są nam zdrowo określone granice?
Był czas, że w ogóle to pojęcie nie gościło w mojej głowie. Wydawało mi się, że działania, na które się decyduję są dobre, bo tak się powinno robić, bo tak zawsze robiłam. Nie zaprzątałam sobie głowy dlaczego czasami podejmując, wydawałoby się przecież słuszną decyzję, odczuwam frustrację, złość, a niekiedy nawet niechęć do sytuacji i osoby której to dotyczy. Nie zastanawiałam się nad tym, że pewne rzeczy, na które się godziłam, nie sprawiały mi ani radości, ani nie dawały satysfakcji.
Więc proste pytania. Po co? I dlaczego?
Na początku, kiedy zaczęłam dostrzegać mechanizmy według których działam, często musiałam się zatrzymywać i zdobywać na szczerość z samą sobą. Teraz taka szczerość wydaje się łatwa, jednak wtedy prosto nie było. Nie raz i nie dwa nie chciałam przed sobą przyznać, że robię coś wbrew sobie, bo jak można nie chcieć spędzić czasu z kimś, kto zaplanował coś dla Was (nieważne, że wcześniej nie zapytał), albo nie pomóc komuś bliskiemu (mimo, że miałaś własne plany), albo odmówić koleżance/koledze w pracy (cóż, że to kolejna wrzutka w krótkim czasie i masz poczucie, że bez wzajemności)? Walczyły we mnie dwie Anki. Ta pierwsza, pełna poczucia winy, rozgrzeszała każdego, kto decydował za mnie i mówiła, że oczywiście mogę się nie zgodzić ale…. ktoś się starał, chciał dobrze, komuś będzie przykro, ktoś na mnie liczył, kogoś zawiodę i dodajcie sobie jeszcze niejedno takie określnie z tego worka, który pewnie wielu z Was posiada. I była ta druga Anka, stukała mnie lekko w ucho i „jątrzyła”: nie zapytał, nie wziął pod uwagę Twoich planów/potrzeb, ma cię serdecznie w nosie :p Wygrywała oczywiście ta pierwsza, a wiecie co było najgorsze? Zamiast poczuć się dobrze, przecież postąpiłam wydawałoby się właściwie, byłam po prostu wkurzona. Najpierw na wszystko dookoła, a później na siebie. Dlaczego na siebie? Bo na siebie się złościć jest prościej. Sobie nie musisz się tłumaczyć i usprawiedliwiać, o co się wściekasz, no i oczywiście za nic w świecie nie chciałam urazić tej osoby, której to dotyczyło, wiec na nią zła nie mogłam być.
Nie wiem, co było katalizatorem zmian. Pewnie, jak zawsze, był to splot różnych rzeczy. Może przyszedł czas, że dojrzałam? Dorosłam do pewnych spraw? A może już po prostu za dużo tego się uzbierało, a ja czułam się jakbym nie była właścicielem własnego życia. Myślę, że duży wpływ na to miały tez moje studia coachingowe. Samorozwój ma ogromną moc :)
Refleksje? Cały worek :) Jednak, najbardziej mnie otrzeźwiła i pozwoliła rozpocząć zmianę ta o której poniżej :)
Ktoś przekroczył moje granice. Czy powinnam być na niego wkurzona? Nie. Zaskakujące? No nie! Przecież nie komunikowałam, że coś jest nie tak, ja uczyłam, że jest ok. Z uśmiechem na ustach zgadzałam się na rzeczy, które budziły mój opór. Więc, czy mogłam mieć pretensje do innych? Dość późno dotarło do mnie również to, że najlepszą metodą na złamanie mnie, nie jest bezpośrednie starcie. Krzyk i pretensje wyzwalały we mnie jedynie opór i tu umiałam sobie radzić. Tu mówiłam stanowcze nie i nawet odczuwałam z tego pewna satysfakcję. Więc, co działało najlepiej? Granie na moich emocjach, wykorzystywanie moich uczuć, wplatanie w to poczucia winy. I nieważne było, czy osoba, która w ten sposób manipulowała robiła to świadomie, czy nie. Działało w 99%, a w tym pozostałym 1% zabijało mnie poczucie winy. I od tego niechcianego poczucia winy zaczęła się moja praca nad sobą.
Zmieniłam wiele. Co się zadziało?
Mnóstwo! A to, co lubię najbardziej, to poczucie odzyskania kontroli nad własnym życiem. Chociaż nie zawsze jest prosto i czasami sama siebie muszę dyscyplinować, bo zdarza mi się jeszcze iść łatwą ścieżką. Plusem jest to, że mam wewnętrzne poczucie, że wszystko, co się wokół mnie dzieje jest ze mną spójne i mam swoją zgodę na rzeczy, w których postanowię uczestniczyć. To buduje mój wewnętrzny spokój. Nie trzymam już kurczowo ludzi, którzy chcą mnie zmieniać i mam wrażenie, że Ci którzy teraz są wokół podzielają moje wartości i spojrzenie na świat.
Jakie są koszty? Kiedyś zobaczyłam pewien wpis na tablicy FB u znajomego i zachwycił mnie on celnością
„Kiedy zaczniesz wyznaczać granice, niektóre relacje rozpadną się, ponieważ Twoje lekceważenie samego siebie było tym, co je trzymało” – Matryca Życia Ewa
Tak, część relacji się rozpadła. Na początku było to dla mnie trochę niezrozumiałe. Jednak teraz uważam, że nie powinno się trzymać na siłę czegoś, co funkcjonując odbiera Ci autonomię i nie daje Ci akceptacji. Myślę, że każdy z nas znajduje nowe ścieżki, nawiązuje nowe relacje i rozwija nowe obszary. Bo życie to ciągła zmiana, ale o tym innym razem….
Na koniec trzy rzeczy
Pierwsza
Granice potrzebne są, aby zachować szacunek dla samego siebie, umieć polegać na sobie i nie dać sobą manipulować. Potrzebne są aby odczuwać ten wewnętrzny spokój i mieć pewność, że zasługujesz na dobre rzeczy i sama też możesz zadbać o to, aby one Ciebie spotykały.
Druga
To, że dbasz o własne granice nie oznacza, że nie dbasz o osoby, które są wokół Ciebie. Znając potrzeby własne rozumiesz jednocześnie, że należy szanować potrzeby innych. Tworzy to pole do związków i relacji zbudowanych na rozmowie, akceptacji i wzajemnym poszanowaniu, a one dają największą satysfakcję :)
Trzecia
Pamiętajcie, że wyznaczanie granic to czasami zwyczajne „nie, dziękuję”. Nie wpadajcie w pułapkę tłumaczenia, bo od niej już tylko krok do ponownego poczucia winy i lądujemy na początku (z doświadczeń własnych;))
Weźcie z tego dla siebie co potrzebujecie :)
Trzymajcie się ciepło :)
Coaching, wsparcie, rozwój
tel. 602 836 447
mail: kontakt@annadarowna.pl
53-024 Wrocław
Coaching, wsparcie, rozwój